hrabina umie tak zająć rozmową, wspomnieniami dawnemi, jest tak miłą!
Podziękowałem jej za matkę — i to nas trochę zbliżyło. — Chwilę jeszcze o różnych obojętnych rzeczach prowadziliśmy rozmowę jako tako. Cóż kiedy ta kobieta, nawykła do egzageracji, do szumnych i patetycznych a patijotycznych deklamacyj, ani dowcipu delikatnego, ani finesów rozmowy dystyngwowanej nie czuje? Parę razy trysnąłem dowcipem, mogę powiedzieć, że mi się udało... Sam byłem z siebie rad, co mi się rzadko trafia, bom sędzią surowym — cóż? obróciła ku mnie głowę, popatrzała — jestem pewny, że nie zrozumiała mnie. Dałem więc pokój wysiłkom daremnym.
Poszedłem jeszcze raz do Starosty, przy którym zastałem tym razem pułkownika z 1831 r. z wąsikiem małym, szwarcowanym do góry, z bakembardami w pół księżyce, i chustką wysoko zawiązaną. — Opowiadał właśnie o jenerale Chłopickim, o którym, jakem się przekonał, wielkiego nie miał wyobrażenia. Przypisywał mu nawet początkowe zwichnięcie tego co on zwał „powstaniem narodowem.“
I tu musiałem stać milczący, bo to były dla mnie rzeczy obce. Szczęściem więcej mówił po francuzku niż po polsku i człowiek był zresztą dosyć wykształcony. Słuchałem go więc nie ziewając.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/197
Ta strona została skorygowana.