Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/200

Ta strona została skorygowana.
9. lipca.

Wczoraj cały dzień Mama przesiedziała u Starosty, była tam na obiedzie, na herbacie i wróciła dopiero wieczorem, dosyć smutna i milcząca. — Powiedziała mi, że się okrutnie znudziła i musiała pójść do łóżka z głową związaną.
Dzisiaj jest u hr. Marji, z którą ma być narada walna, — ja siedzę w domu, oddałem się pod rozkazy Mamy i postępuję wedle jej skazówek.

Jutro mam być rano z bukietem dla Wandy, która kwiaty lubi. Mama mnie nauczyła, żebym wybrał jak ona z przekąsem wybornym i uśmiechem się wyraża:

„Łąk ojczystych kwiaty —“

i żebym je chwalił, jako najwięcej do serca polskiego przemawiające...
Gwałt sobie zadam, żeby się nie śmiać — c’ste drole!...


1o. lipca.

Nie mało było kłopotu z bukietem... ogrodnik kiwał głową, ale naostatek czegoś tam narwał i związał... W porze właściwej udałem się na rynek... Wchodzę i pierwsza rzecz którą spostrzegam, to plecy dobrze mi znajome Roberta Iwińskiego, wy-