w moim domu awantury nie dopuszczę, i — supozycji nawet czegoś podobnego.
Zażądałem, aby karty przeliczono i sprawdzono. Jedni popierali mnie, drudzy to za obrazę wzięli. — Gucio karty rzuciwszy i pieniądze, wyzywa mnie, ja odpowiadam z zimną krwią, że z człowiekiem, qui est un grec, nie pojedynkuję...
Hałas! krzyki, hr. Ferdynand zaklina mnie i uprowadza do gabinetu. Nie straciłem krwi zimnej.
Nie wiem już co się stało później w salonie, dosyć że Gucia w nim nie zastałem, a Robert przychodzi jak ściana blady i mówi mi wyrazy ostre — zbyt ostre.
Odpowiadam mu jeszcze ostrzej.
— Panie hrabio, to się tak nie skończy, pozwolisz byśmy się o to porachowali.
— Bardzo chętnie.
I zamiast tego błazna Gucia, awantura z Robertem.
Pożegnał się i wyszedł natychmiast... Chciałem wyjść także, nie puszczono mnie. Hr. Ferdynand był w rozpaczy... Wszyscy na mnie koso patrzali jako na sprawcę.
— Cher comte! powiada mi gospodarz — przez wzgląd na dom, trzeba było puścić płazem, a mnie na ucho to powiedzieć — bylibyśmy grać przestali
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/204
Ta strona została skorygowana.