wałem się jej bratem. Baronowa uchodziła za wdowę. Między innemi bywał w domu naszym bardzo młodziuchny, miły chłopaczek, apeine majeur, ale już wyemancypowany i bez bliższej rodziny, markiz Borgo-Santo... Szalał za Emilją, widziałem to... Śmieliśmy się razem z niego i jego młodzieńczych zapałów.
Baronowa z westchnieniem powiada mi w parę dni — e’h-bien cher ami, il faut se risiquer! il faut que je prenne le marquis.
Pocałowałem ją w rękę, bo trzeba było widzieć jak to mówiła, jakim głosem... z jaką postawą smutku i rzeczywiście zrezygnowaną...
— Grasz rolę mojego opiekuna... Borgo-Santo ci się oświadczy... powiedz mu, żeby koszta i kłopoty rozwodu wziął na siebie — i daj mu do zrozumienia, że interesa moje są zawikłane — je ferais le reste.
Tak się stało; z powagą odegrałem rolę moją. Markiz był tak uszczęśliwiony, iż wziął na siebie nie tylko co mu ona kazała, ale czego się domyślał, iż być może potrzeba. Baronowa pozostawała we Florencji pod jego opieką, mnie wypadły interesa i wyjazd, na który już się u Markiza zapożyczyć musiałem. Obawiałem się pozostać dłużej, aby zazdrośny Włoch nie domyślał się między nami bliższych
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/256
Ta strona została skorygowana.