Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

ich miłość własną oszczędzając, i żartujemy z nich sobie po cichu. Zdaje im się chwilami, że coś mogą i coś robią — w istocie chodzą na pasku, którego nie widzą. Niebezpieczniejszych wpuszczamy w nasze kółko, a gdy zaszczyceni zostaną uściskiem ręki i poufałością naszą — są rozbrojeni i łagodni jak baranki..
Świat się nigdy nie zmieni...
Zaczęli mi Iwińscy tłumaczyć, co się i jak dzieje.
— Trochę są poruszone żywioły różne, mówił Robert — ale wierz mi, nie ma w tem niebezpieczeństwa... Stan średni jak tylko do zamożności przyjdzie, najszczęśliwszym się czuje, gdy z nami razem iść może, demokracja póty bruździ, póki pozycji sobie nie wyrobi... potem nam służy...
Okazało się też, że więcej domów przyzwoitych i życia europejskiego znaleźć tu można, niż mi się na pierwszy rzut oka zdawało. Młodzieży takiej jak Iwińscy dużo.
Chłopcy oba wychowani zagranicą, koniarze, gentelmany — i zaręczali mi, że się tu żyje nie gorzej jak gdzie indziej... Miałem tego dowód. Wieczorem młodszy zaprowadził nas na kolację, a potem jeszcze poszliśmy do jego belli, która go mniej kosztuje niż bruxelskie i paryskie, a pięknością i dowcipem im nie ustępuje... Szyku tego jednak, co moja Lili, nie