że ten awanturnik, co się wprzód ofiarował zaślubić... jakąś panią potrzebującą gwałtownie męża, a mimo to niemającą odwagi podać mu ręki... wygrał wielki los na loterji konserwatyzmu i teraz zaszeregowany do naszego obozu, stał się obrońcą prawych zasad... Piszą z żoną we dwoje budujące dzieła i polemiczne artykuły. Lecz Iwińskim się ten intruz jak mnie niepodoba... Jużciż zapewne najemnika potrzebujemy, lecz nie taką ceną jaką tego zapłacono — i nie w tak mizernym gatunku. Dość spojrzeć jak to żabio wygląda...
Robert musi go przyjmować, kiedy mu wszyscy drzwi otwierają — lecz nosem kręci... We mnie też wstręt obudził na pierwsze wejrzenie... Nie cierpię takiego lokajstwa...
Powróciłem przegrany trochę — ale nie wiele mnie to obchodzi; gorzej, że mi ta Emilja się przypomina i intryguje mnie. Gdyby była mężatką, niema wątpliwości, żebym się posunął i zakochał, lub gdybym był Tartakowskim, za którego nie wyjdzie... Zazdroszczę baronowi... Żenić się zaś byłoby niedarowanem... głupstwem, bo jeśli nie starsza odemnie to przynajmniej równego wieku — a potem stosunki majątkowe zawikłane bardzo... i widzę sam, że kokietka nawykła do polyandryj!!! Cha! cha! przypomniał mi się wyraz, jeszcze w Brukseli pochwycony
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/39
Ta strona została skorygowana.