Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

odmówiłem... Lękam się, aby nie mówiono, że tylko do takich domów uczęszczam. Potrzebuję odpoczynku i tęskno mi do Emilji. Nie żebym miał być zakochanym, bo do tego niema najmniejszego podobieństwa — ale lubię jej towarzystwo.
Zastałem tam nieuniknionego Tartakowskiego sam na sam z nią, zarumieniła się nieco i wytłumaczyła tem, że czekał na hrabinę, do której miał interes. Czy mnie ma za tak naiwnego człowieka, ażebym temu uwierzył? Baron po chwili wyszedł — żal mi go było. Po jego wyjściu Emilja odzyskała swobodę, a że hrabina jeszcze nie była ubraną, siedzieliśmy długo sami. Zabawne to, że oni mnie przestrzegali, abym był ostrożnym z panią Emilją, a ona jako kuzynka czuła się w obowiązku też — ostrzedz o nich... iż nieco za rozwiązłe życie prowadzą, a nadewszystko za nadto głośno brawując opinją postępują sobie.
Broniłem ich... comme de raison.
— Podejrzywam was, rzekła, kochany kuzynku, że i wam ten rodzaj życia smakuje... ale wierz mi — że w wdowiem towarzystwie znaleźć można więcej przyjemności a mniej się ryzykuje... gdy ta mniemana swowoda po kątach, rujnuje moralnie, materjalnie i zużywa człowieka... Te kobiety...