Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

gana, Wołocha lub Greka... a obyczaje, ledwie się dające pogodzić z naszym trybem życia...
Nie odzywałem się notując sobie wszystko — ale podziwiałem osobliwszy skład okoliczności, który jak na zawołanie, obdarzał mnie tylu potrzebnemi objaśnieniami o tym Wlaschu. Domyślałem się, że Stefanowi obronić się nie potrafię i znajomość zrobić będę musiał... i było mi na rękę coś wiedzieć z góry. Ciekawość też rosła. Powiedziałem sobie, że zabranie znajomości z takim oryginałem, zawsze jest coś warte.
Późno wieczorem powróciłem do mieszkania, okrutnie zmęczony. Hr. Ferdynand ma zły nałóg zmuszania wszystkich do szampańskiego, które sam lubi. Mnie ono nie służy, nawet z domięszaniem czegoś mocniejszego. Głowa się mi rozbolała i kazałem sobie zrobić herbaty z cytryną. Postanowiłem niewychodzić już więcej. Herbaty mi jeszcze nie podano, gdy niepozbyty Stefan wpadł znowu.
Zaczął mnie przepraszać, że się tam wcisnął.
— Ale bo — słuchaj — odezwał się — musisz się poznać z Wlaschem... Co ci to szkodzi?
Nie broniłem się już, odkładając do jutra — głowa mnie bolała. Ledwie na tę zwlokę zgodził się Stefan... Dobry może ale pewno nieznośny kuzynek. Bawił mnie potem, choć już w łóżku leża-