Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

— Kuzynko — rzekłem — na miłość Bożą, chyba chcesz mnie oczarować — a na cóż się to przydało?
— Choćby do niczego, zawsze bardzo przyjemnie dla mnie — odpowiedziała — a dla kuzynka nie sądzę, żeby to przykrem było. Przynajmniej się nie będziesz nudził we Lwowie.
— Ale będę cierpiał, tęskniąc za nim!
— Żebyś aż tęsknił! c’est beaucoup dire! Wy młodzi dajecie się oczarowywać prędko, ale odczarowujecie się niemniej rychło.
Przyszło do tego, żem znowu tę rękę śliczną całował i że się wcale nie broniła. Dowcipując, papląc, przepędziliśmy godzinę do mroku... Doprawdy, jedną z najmilszych godzin mojego życia — bo Milcia ma obok wdzięku, wychowanie, sztukę podobania się, une finesse incomparable.
Przygnała mi się po kuzynowsku, że się jej bardzo, bardzo podobałem i że chce być moją doradczynią i przyjaciółką wierną. — Nie możesz znaleźć, rzekła, lepszego przewodnika w życiu nade mnie... mam doświadczenie — i przebolałam wiele, wiele!
Siedliśmy na causeusie tak blisko siebie; dała mi rękę nie broniąc się wcale... byłem bardzo szczęśliwy przez pół godziny zwierzeń i rozmowy cichej. —