Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

mami do zwierciadła także z marmuru białego ze złotem... Rzeźba może nadto bogata, dłubana, cacana, ale wspaniała... Na ścianach kilkanaście obrazów, o ile mogłem dostrzedz, wcale pięknych. W kątach na słupach wazony rzeźbione... Z okien widok na staw i ogród... Konsole, meble, ramy, obicia, biało ze złotem... Ogólne wrażenie zbytniej wspaniałości, trochę dziwactwa... orjentalnego smaku w błyskotkach, ale — nie bez charakteru...
Gospodarz już był wyszedł na nasze spotkanie, ubrany nie zupełnie prawidłowo (miał jasno-niebieską chustkę na szyi, ujętą ogromnym pierścieniem z brylantem), ale z pewnem staraniem... U zegarka łańcuch, przerażający grubością, a na palcach na ten dzień powkładane znać pierścienie, śmieszne. Stefan mnie męczył już po drodze, zmuszając admirować osobliwości zamku i kosztowności. To prawda, że zbytek olśniewający i śmieszny, — a bric a brac jakiś pretensjonalny — bo czego tu niema!
Dopłynąwszy do salonu i złoconych krzesełek, pokrytych goblinami, siedliśmy nareszcie.
Na kominie przypominam sobie zegar boule, niewidzianej piękności, i kilka puharów, któreby muzeum ozdobić mogły.
Wlasch z upodobaniem i nasycając się, pozwalał Stefanowi robić inwentarz swych skarbów. W dobry