Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/8

Ta strona została skorygowana.

Stosunki nasze sąsiedzkie w istocie nieponętne. Zbiegiem okoliczności dziwnym zostaliśmy w naszej stronie jedynym domem przyzwoitym Nie było z kim żyć ani do kogo zagadać — okropne pustki. Mama w nich wyżyć może. ale czuła dobrze, że dla mnie to niepodobna.
Ostatni dom majętniejszy, et plus comme il faut hrabiego Atanazego upadł nie dawno. Świeży nabywca, który się rozsiadł w pałacu, pochodzi z ulicy Sykstuskiej i niedawno chodził w czarnym żupani, Szlachta nieznośna do koła, a w pretensjach to śmieszna, bez żadnego wychowania i prze się a narzuca nam obrzydliwie. Gdybym się nie bronił, straciłbym w towarzystwie cały mój szyk, ton i dobrą manierę. Mamą się tego lękała, tem bardziej, że panien było kilka wcale ładnych — ale cóż to za wychowanie! — Zaborzyńskie dwie choć malować, ale istne subretki i ani wyobrażenia o większym świecie!! Młodzież męzka wszystka w taratatkach i konfederatkach, żaden z nich nad Lwów i Kraków a co najwięcej Wiedeń nie wyjechał dalej. Patrjotyzm choć oczadzieć... Słowem, żyć tu było prawdziwą męką; sądzę że i mamę namówię, aby się z czasem do miasta wyniosła.
Człowiek nie jest stworzony do życia na pustyni z dzikiemi istotami. Być może, iż które z dóbr sąsie-