— Ale ludzi widując mało...
— Można do tego przywyknąć, odpowiedziała...
— Cóż panią najwięcej zajmuje? — zapytałem, chcąc przecie dobyć z niej znak życia...
Długą chwilę się namyślała — mnie! — wszystko mnie zajmuje... bawię się każdą rzeczą...
Spojrzałem zdziwiony; uśmiechnęła się jakby z politowaniem. — Zmięszało mnie to, i zaprzestałem rozmowy. Wlasch mnie wziął zaraz dla pokazania zamku; to mnie wybawiło. W istocie było co widzieć, a dziwny gospodarz lubi się chwalić, i jest otwarcie próżny ze swych dostatków. Musieliśmy z nim obejść całe to osobliwsze zamczysko, które niechcący może, uczynił czemś zazdrości godnem. Smaku zapewne sam niemiał, lecz z Wiednia posprowadzał artystów, budowniczych... ogrodników, pozwolił im sobie puścić cugle, pieniądzmi sypnął, i książęcą rezydencję stworzył. — Sale najrozmaitsze, pełne rzeźbionych sprzętów i dębowych okładzin, malowane sufity w kassetonach drewnianych, — szafy, siedzenia nie wiem zkąd pobrane, ale przepyszne. Ten na pół dziki człek, który się na niczem nie zna, wszystko lubi — ma pełno szkła starego, porcelany, puharów, sreber, szkatułek, cacek, broni... Pokazał nam nawet jeden z pokojów córki, prawdziwe pieścidełko w średniowiecznym smaku... Całą
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/84
Ta strona została skorygowana.