mi nawet nie napisał o niej stary, nielitościwy. Piszę znowu do Marji, piszę codzień, a za kilka dni wyszlę jej nie list już, ale cały dziennik moich myśli i uczuć. Bodajby uwierzyła ich szczerości i zaufać mi chciała. Jutro dam dziennik mój matce; niepewność ta mnie dręczy, muszę się przecie raz dowiedzieć, co ona o tem myśleć może, muszę jej wyznać wszystko. A jednak drżę, sam nie wiem czemu, na to; nie chciałbym jej zasmucić, boję się. Strzelec wywołuje mnie gwałtem na polowanie, dla niego więcej niż dla siebie pojechać muszę.
Stało się jak przewidywałem: matka wzięła z sobą zostawione umyślnie na stole, gdym jechał na polowanie, kartki początkowe dziennika. Powróciwszy znalazłem ją już przy świecy, z rozognioną twarzą i pałającemi oczyma doczytującą.
— Daruj mi Juljuszu, — rzekła powstając poważnie, żem poczęła czytać nie spytawszy się ciebie, czy ci to przykro nie będzie; ufałam w to że dziecię dla matki mieć nie powinno tajemnic, bo nie ma tam przywiązania gdzie są skrytości. Przekonałam się z czytania, że notatki twoje były i dla mnie przeznaczone; nieraz spłakałam się nad niemi; poczciwe, dobre jesteś dziecię. O! jakżem się lękała tej jenerałowej twojej, jakem była wdzięczną kochanemu Tadeuszowi naszemu, co jak anioł stróż czuwał nad tobą.
— I nic nie masz przeciwko Marji, — zawołałem klękając i całując jej ręce.