Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

i upada na brudne morze. Wszystko więc znikczemnieć, zmaleć nam i spowszednieć musi, we wszystkiem mają się znaleźć plamy?...
Nie! nie! stokroć nie. Nie chciałbym żyć takiem życiem. Dla czegoż w duszy mojej ciągle gra coś idealnego, dla czego Bóg położył w niej znamię niebieskie?
Starzy to tylko nas tak straszą; i że im dusza zaziębła, chcą nas przedwcześnie ochłodzić. Na matkę moją wpłynąć musiało przekonanie pana Wrzoska, on pewnie pisał do niej; inaczej onaby się nie sprzeciwiła mojemu szczęściu.
Jutro wyprawiam list do Marji, nie chcę ją martwić rozmową naszą, donoszę tylko żem mówił z matką, że nie jest przeciwna, że radzi (ale radzi tylko) poczekać. Dodam, że i tę radę musiał bojaźliwy nasz podać przyjaciel.





15. Lipca.

Cały dzień dzisiejszy spędziłem w lesie, poczciwy Ihnat zaprowadził mnie w głębokie knieje i postawił na najlepszem stanowisku; dziwił się że nic nie zabiłem; a ja nawet nic nie widziałem. Lepiej mi w lesie, mogę myśleć bez przerwy, a są chwile, że człowiek łamać się z sobą potrzebuje. Wróciłem późno, zastałem Cesię z krajczyną. Nie było o czem mówić z moją drogą kuzyneczką, która cała swojem gospodarstwem zajęta i niem się tylko zapala; dla mnie to rzecz cale obca. Podkomorzy prosi mnie przez usta Cesi, abym przyjechał do niego. Znalazł coś ważnego w gazetach, czem się ze mną podzielić pragnie.