Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

będę zawadą. Ale daj Boże, aby ci przyszłość taką była, jaką ją marzysz.
Wszyscy mają na sercu żeby mnie rozerwać; muszę udawać zapalonego myśliwego, aby się niby bawić polowaniem. Tam jestem sam i swobodny. Jutro muszę znowu jechać do podkomorzego i słuchać procesów, polityki i gospodarstwa. Jak ci ludzie wyżyć mogą? Nie dziwię się starcowi, bo ma sztuczny interes w życiu, wyrobiony zajęciem, polityką i procesami; ale Cesia, tak młoda i tak prozaicznem zaspokajająca się życiem?





17. Lipca.

Znowu list od Wrzoska, a żadnego od niej! Cóż się tam dzieje? Czasami porywa mnie chęć szalona siąść na koń i lecieć czwałem do Wilna; a tu jechać potrzeba do podkomorzego i Cesi.
Cały dzień strawiłem z nimi.
Stary jeśli nie o polityce, jeśli nie o procesie, to o córce mówi. Cały objad wychwalał jej znawstwo na kuchni i gospodarstwie. W istocie objad był prawie wytworny; Cesia tryumfująca. Biedne dziewczę! co za życie. Tak świeża, tak ładna, tak dobra, a tak zupełnie nic nieznacząca! Chyba zakochany mógłby ją sobie wyidealizować. Miałem za sąsiada u stołu niezmiernie grzecznego kawalera, zapewne pretendenta do Cesi. Skończył szóstą klasę, ubiera się smakownie, perfumuje wymyślnie i czyta francuskie romanse, ale o żadnym ważniejszym przedmiocie sądzić nie potrafi sam przez się, do każdego sądu dodaje: tak mówią w Paryżu, tak lubią w Paryżu, tak utrzymują w Paryżu. Pan Cousin