Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

— W ten moment, ale zaledwie wysiadłem z powozu i jeszczem się nie rozpakował.
— A! kiedy tak, to nie przeszkadzam, lecę z dobrą nowiną do domu. Marylka będzie kontenta! I ja się cieszę. Bardzo go prosimy do siebie.
Ledwie wyszedł, rzuciłem się na kanapę odetchnąć, krew mi biła w czoło i jak sznury ognistemi, żyły opasywały czaszkę; czułem ją boleśnemi strumieniami po całem ciele mojem biegącą, wszystko drgało we mnie, jak drga żywe mięso gdy je rzeźnik płata. O! rzeźnik! Napróżno! nie pójdę, nie zobaczę jej więcej! nie chcę, nie mogę. Nie ma już Marji mojej! Jest inna, żona cudza, prozaiczna pani domu, małżonka pana urzędnika. Zdaje mi się, że każdy pocałunek jego musiał plamę na jej białej twarzyczce zostawić.





11. Września.

Powiedzmy to sobie, powtórzmy sto razy, zapiszmy, aby nam było przytomnem co chwila. Człowieka celem nie jest szczęście, człowieka celem jest cnota. Cnota, która obejmuje sobą spełnienie obowiązków, moralne wzniesienie się, udoskonalenie, ofiary, wszystko. Człowieka celem nie jest szczęście... a kto życie pojął fałszywie, zapatrzywszy się na to, że jedne rzeczy go głaszczą, drugie kolą, ten tylko stękać potrafi.
Wyżej idźmy, wyżej, na Boga, wyżej! Szczęście! jest to czarodziejska gwiazda, która nie spada na ziemię; często za nią brać chcemy to iskry domowego komina, to błyszczące race fajerwerku; ale gwiazda świeci w błę-