Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

mojej pochodzą. Jeden jest mową ducha, drugi mową ciała językiem duszy tylko. Omylić się łatwo.
A! w głowie mi się zawraca! Nie mogę usiedzieć nad stolikiem, pójdę.




O północy.

Nie wiedząc sam dokąd, wyszedłem, przesunąłem się przez miasto, nic nie widząc, przepłynąłem przez bulwar, wpadłem na Antokol; tam mniej ludzi, powietrza więcej, jest czem tchnąć. Ani wiem jak minąłem Tivoli, zaszedłem do Sapieżyńskiego ogrodu, usiadłem.
Zaledwie mogłem oczom moim wierzyć. Naprzeciw mnie, na drugiej ławce siedziała pani jenerałowa. Jakże zmieniona! wszystkoż się mienić musi tak, aby żyć.
Różowy rumieniec na twarzy, oczy iskrzące i wesołe, uśmiech na ustach ożywionych, strój wytworny. Obok niej nie staruszka już owa, ale mężczyzna.
A! to więc nowa próba jakaś! Mężczyzna młody, przystojny; miałem mu się czas niepostrzeżony przypatrzeć; z krasą siły i zdrowia na twarzy, prawie otyły; z wyrazem jakiegoś zadowolenia zwierzęcego i szyderstwa razem w oczach niebieskich i wydatnych wargach; jak karmin rumianych. Któż to? nowy mąż? nowy kochanek? Ledwiem miał czas spytać siebie, gdy jenerałowa poznawszy mnie, wstała z ławki, podeszła żywo i chwytając mnie za rękę:
— Jakżem szczęśliwa, że pana widzę! Od dawna szukam go. Gdzieżeś był? mówiono mi, że na wsi. Pozwól, abym cię poznała z moim Jasieńkiem, z mężem moim.
I powiódłszy mnie do ławki, zmusiła do poznania