ścionek mój poszedł z tobą do grobu i powiązał mnie ze światem umarłych.
Nie byłem świadkiem twej śmierci; ale mogłażeś inaczej umrzeć, jak spokojną, ufną i uśmiechającą się do wieczności. Anioł w bieli na miękkich rękach zaniósł twoją czystą duszę do niebios.
Zadzwoniły dzwony i nie potrzebowałem pytać kto umarł; płakałem wcześnie. Spełniło się życzenie twoje, zebrałem ostatek męztwa, aby towarzyszyć żałobnemu pochodowi, aby iść za trumną twoją i rzucić ci ostatnie pożegnanie... garstkę piasku na oczy zamknione.
Czemuż teraz umrzeć nie mogłem?
Nasze dusze spotykałyby się na rękach anioła śmierci i bliżej siebie stanęłyby w niebie. Ale przeznaczony jestem na cierpienie, na losy zakryte przedemną, i żyć muszę.
Żyć więc będę, ale z nią, z umarłej duchem, z myślą o umarłej. Wymodlę sobie u Boga odwagę, której mi potrzeba.
Nie wiem czy dla postrzegacza, dla badacza charakterów ludzkich, może być widok bardziej zajmujący, ciekawszy, nad wielkie zgromadzenie młodzieży, tego rozsadnika, z którego ma wyjść towarzystwo przyszłego pokolenia. W niem właśnie jak w rozsadniku, wszystkie kwiaty mają jeszcze ten pozór jednostajny młodości, tę jednakową zieloną wesołość, pod któremi się już kryją zarody charakterów najrozmaitszych, najdziwniej sprzecznych. Oko tylko wprawnego znawcy pozna w młodzieńcu ledwie wychodzącym z dzieciństwa, ozdobę lub