Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

jego oczy pływały zda się w ciągle krążących po nich i gotowych wytrysnąć łzach, usta rumieniły się uśmiechem niewinnym, włos złotawy lekko się zwijał w pukle na skroni. Szczupły, smukły, z białemi rączkami, cienki w pasie, gdyby włożył kobiecą sukienkę, mimo puszek co mu się już na twarzy wysypywać zaczynał, uszedłby za piękną panienkę. Zważcie jakie wrażenie uczynił na Marcelim nasz ukochany Rafael. Miłość powszechna, którą najpoczciwszem sercem pozyskał prędko u towarzyszów, naprzód oburzyła Ezopa, co z przyjaźni naszych i entuzjazmów zwykł był najnielitościwiej szydzić. Nie rozpoznawszy Rafaela, dał nań wyrok od razu: młokos z piękną twarzyczką a pustą głową. I ruszywszy ramionami wzgardliwie odszedł; ale wkrótce powrócił niespokojny i krążyć począł około młodego naszego ulubieńca. Kilka tylko słów o nim jeszcze. Odmalowałem go powierzchownie, spojrzmy w jego przeszłość i charakter. Rafael miał, jak ja, tylko matkę, ojciec go młodo odumarł; był jedynakiem u niej i, jak się łatwo domyśleć, rozpieszczonem dzieckiem. Sercem wychowała go matka, sercem kształciła, uczyła i na serce jego zlała wszystkie starania. W nim też uczucie więcej było rozwinięte niż umysł, ale fenomenem moralnym nie bezprzykładnym, jakąś sympatyczną władzą, razem prawie z sercem, rozwijały się władze umysłu, otwierała głowa. Nie miał nauki, ale co lepsza, zdrowy rozsądek i łatwość do jej nabycia.
Umiejąc niewiele, pojmował wszystko jakoś raźno instynktowie, jak gdyby naturalnie był do tego usposobiony, przygotowany od dawna. Ezop sam się przekonał, że najniesprawiedliwiej nazwał go w pierwszej chwili głupcem i pustą głową. Raz, drugi wdawszy się