Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.

Zbliżyli się jednak; i biedny pełen zaufania młodzieniec otworzył głębię swego serca Ezopowi, który zajrzawszy we wszystkie jego tajniki, przygotował sobie łatwe zwycięztwo. Widzieliśmy jak po nie sięgał, jak je pochwycił, jak śmiał się otrzymawszy je. O! gdyby można wierzyć we wcielenie szatana, myślałbym, że to był szatan, który zaczaił się na najpiękniejszą i najczystszą duszę, aby ją pokalać, gdy rozkwitać zaczynała.
Ile tylko w dniu miał chwil wolnych, wszystkie nasz garbus spędzał z Rafaelem, w poufałych rozmowach. Nie wstydząc się korzystać z niego we wszelki sposób, pożyczając pieniędzy, których nie oddawał nigdy, zabierając książki, posługując się biednym nadto dobrym chłopcem; powoli przystępował do tego, co z piekielnem szyderstwem swojem nazywał dziełem nawrócenia. Domyślając się o co to chodziło, o zepsucie, o odczarowanie, o zgorszenie dziecka, które dotąd w szczęśliwej niewiadomości złego, wyszło na świat z pod skrzydeł matki, począł przed nim garbus powolnie odkrywać to, co nazywał prawdą. Prawda jego była samym fałszem, złem i brudem. Wyśmiał wszelkie naprzód rodzaje przywiązania nieopartego na rachubie i okazał Rafaelowi, że wszystko co w jego oczach miało postać świętą, piękną, szlachetną, było w istocie czarnem, brudnem i cale innem niż się na pozór okazywało.
Ale w początkach boleśnie dotknięty uderzeniem w to co miał najdroższego, jak mimoza, stulił listki swej duszy biedny chłopiec i zamknął cały w sobie. Marceli przeczekał tę chwilę i atakował powtóre. Ilekroć nad czem unosił się Rafael, garbusek zdawał się to sobie notować, aby nazajutrz powstać właśnie na toż samo i inaczej mu okazać. Tak najczystsze, najszlache-