Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.

romansuje z oficerem od ułanów, oczekując na kuzynka! Biedny chłopiec, nie ma najmniejszego charakteru, siły nawet na głupstwo decydujące. Otóż to owo macierzyńskie, babskie wychowanie.
Tak mrucząc wtoczył się Ezop do swojej izdebki. Wieczór upłynął a Rafaela nie było; późno w noc posłyszeliśmy stukanie do bramy a wkrótce wszedł towarzysz nasz i w milczeniu rzucił się na łóżko.
Któryś go spytał, gdzie był tak długo?
Nic nie odpowiedział.
Pospaliśmy się znowu. W godzinę niespełna krzyk i łkania nas zbudziły; porwaliśmy się z łóżek. Księżyc wszedł był i świecił przez okno na pokój. Rafael blady, w rozpiętych sukniach, siedział z oczyma dziwnie otwartemi i patrzał przed siebie jakby przed sobą widział kogo. Targał koszulę na piersiach i niezrozumiałemi prawie słowy, z krzykiem bolesnym się odzywał.
— Moja matko! moja matko! O! nie dotykaj się mnie; nie dotykaj! Nie wartem już, żebyś mnie przycisnęła do serca! Juljo nie patrz na mnie; jam brudny, wszystko powalane na mnie, we mnie. Serce, dusza, usta, suknie! Nie patrzcie, nie czytajcie mi z czoła. Jam was nie wart, wy mnie już kochać nie możecie, ja was dawną miłością kochać nie potrafię.
Zakrył sobie oczy, płakał i jęczał. Potem się rozśmiał i wzdrygnął się.
— Precz odemnie Ezopie, precz bezwstydnico! precz. Nie pokazujcie się! Oto matka, święta matka moja! precz, precz! Nie tykajcie jej. Oto Julja! precz! wy nigdy nigdzie nie możecie być razem!
I odepchnął stół stojący przy łóżku, a sam potoczył się na ziemię. Rzuciliśmy się ku niemu. Przebudzony