Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.

miał okropną gorączkę, z ust buchał mu ogień, czoło zmatowane piekło jak żelazo, pulsa biły na skroniach, a całe ciało suche było jak liść jesienny. Posłaliśmy po doktora; chory całą noc przepędził w szale. Na wrzawę i hałas zbudził się Ezop i z innymi przybiegł do łóżka; ale na widok jego tak się począł szarpać chory, tak rzucać, jakby go chciał udusić, a obłąkanie tak dziwnie się zwiększyło, żeśmy garbusa co najprędzej odprawić musieli. Plunął i poszedł mrucząc do swego barłogu. Wstał po tej słabości z łóżka Rafael, ale do niepoznania zmieniony. Walka wewnętrzna, rozpusta, potem choroba, wyniszczyły go zupełnie; dostał suchot. Kto go pamiętał z świeżą i rumianą twarzyczką, gdy przybył do Wilna, a spojrzał nań teraz, musiał zapłakać nad okropną zmianą. Szczęściem matka go widzieć nie mogła; ona by była, niedoczekawszy tego drugiego owdowienia, umarła. Po tej słabości odkrył się w nim jakiś wstręt niepohamowany ku sprawcy wszystkiego złego... Ezopowi; więcej go już nie przypuścił do poufałości z sobą, unikał i stali się nieprzyjaciołmi jawnymi, z przyjaciół najserdeczniejszych. Garbus szydził nielitościwie z dawnego ulubieńca; Rafael milczał, gdy o nim mówiono, brwi mu się tylko marszczyły, usta zacinały. Osłabiony, wycieńczony chorobą i lekami, jakby dla zagłuszenia walki wewnętrznej, co go trapiła, rzucił się żywiej niż kiedy do nauki, aby stracony czas nagrodzić. Ale sił mu brakło; co dzień je tracił, co dzień głębiej wpadały policzki, głębiej zasuwały się oczy jaśniejące chorobliwym blaskiem gorączki, zwiastunki śmierci. Reszta życia wypalała się w niej podniesionym płomieniem.
Nareszcie dnia jednego, u wrót kamienicy zadzwonił