— Nie? Powinieneś wać! powinieneś! — zawołał — i ożenisz. Co innego jest owa waszecina eteryczna miłość, co innego uczucie spokojne, szlachetne, rozważne, na którem buduje się związek małżeński. Szczęśliwszy jesteś niż myślisz.
— Ja?
— Tak, wać; miłość tamtą niepokalaną poniesiesz do grobu bez rozczarowania, a w małżeństwie znajdziesz szczęście, jakiego Bóg dozwala.
— Nie mów mi o szczęściu, ani o małżeństwie.
— Z samych nudów wać się ożenić musisz, a potem to taki porządek na świecie. Zechcesz mieć dzieci, a...
— Dzieci! I nie wiedziałem co odpowiedzieć na to, pierwszy raz w życiu pomyślałem, że mogę mieć dziecię, nadzieję.
— A póki się nie ożenisz? Jakby to waści powiedzieć? hm. Co u djabła, nie domyślasz bo się nic?
Nie mogłem domyśleć się nic przecie.
Wrzosek ruszył ramionami.
— Ludzie genjalni, — rzekł, — wedle wyrażenia waszego, są często głupsi od największych prostaków. Muszę więc wszystko sam powiedzieć. Nie chcesz mi widocznie dopomódz! Ot! myślałem, — mówił dalej, — żebym ci może nie zawadził, gdybym tu zamieszkał przy waści.
Pobiegłem uściskać starego; ale mnie wstrzymał i dodał:
— Najprzód moje warunki. Nie chcę być ciężarem, żyję ze swego, żyję o tyle tylko z tobą, o ile to nam obu dogodnem być może. Dasz mi jakich parę pokoików czystych a ciepłych, dla mnie i moich sobaczek.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/266
Ta strona została uwierzytelniona.