Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.

— Po co tu posądzać, kiedy to tak jawne! — Zamilkłem.
— Jednemu tobie bym uwierzyć mogła — dodała.
Żywy rumieniec twarz jej pokrył, a ja całując rączkę, wesoło odpowiedziałem: — Pamiętaj, może ci to przypomnę.
Zmięszani byliśmy oboje.
Gdybym myślał się kiedy żenić, nie uczyniłbym pewnie innego wyboru nad nią. Po moich ideałach, to pierwsza kobieta, co z ziemią i rzeczywistością pogodzić może.




Wieczorem.

Podkomorzy zwierzył mi się, że hrabina O... swata swojego syna do jego córki. Stary zdaje się nie bardzo temu przeciwny; oczekują pretendenta, aby kota w worku nie targować. Odjeżdżam do domu, nie chcę być przytomnym tej niedorzecznej jarmarkowej wizycie. Mówiłem o tem Cesi, potrząsnęła głową i odezwała się stanowczo: — nic z tego nie będzie.
— A jeśli ojciec tego zechce?
— Wyproszę się u niego.
— A jeśli ci się podoba?
— O! co to, to być nie może.
— Czemu siostrzyczko? miałżeby już kto inny?...
Zarumieniła się bardzo i śmiejąc się przerwała:
— Wiesz, zgadłeś.
— Doprawdy? ktoś inny? I dawnoż?
— O dawno! Julku, bardzo dawno. Ale — dorzuciła smutniej — z tego nic nie będzie, on na mnie i patrzeć nie chce.