Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

a Wrzosek z podkomorzym; rozprawiali tak żywo, że ich głos dochodził aż do salonu. Nieszczęsna polityka musiała być w robocie. Arędarz przychodził do dworu z cielęciną i plotkami: a żydowskim najlepiej wierzy podkomorzy.





15. Sierpnia.

Nie tknąłem dawno tych kartek, czasu nie było, ani ochoty. A potem, co na wsi pisać? Dziś przecie mogę, jak dawniej zapisywali ojcowie nasi na biblji lub do nabożeństwa księdze, zanotować wypadek pamiętny i stanowczy. Cesia będzie moją. Jak do tego przyszło? nie wiem. Była mi przeznaczoną wedle dawnego przysłowia; przeznaczoną życzeniem macierzyńskiem, opatrzoną przez Boga.
Nigdybym ubogi nie pomyślał o tak bliskiej i tak bogatej, ale ludzie myśleli za mnie. Zdaje się że stary Wrzosek nie darmo tu przyjechał, a z jego tajemniczych zwycięzkich uśmiechów wnoszę, że rzecz ta nie była mu obcą.
Nie darmo siadywał długie wieczory z podkomorzym. Byliśmy sami z nim, gdy Wrzosek mrugnąwszy nań, opuścił nas pod jakimś pretekstem. Zostałem więc oko w oko z wujem; długo rozmawialiśmy o rzeczach obojętnych.
— Cóż waść myślisz? — spytał podkomorzy po chwilce — co myślisz o swojej przyszłości?
— Bogu ją polecam — odpowiedziałem. — Nie bogaty, prawie kaleka, nie zdatny do szumnych towarzystw, zdziczały po trochu, mogę powiedzieć, że nie mam przyszłości.