— O! cóż to mi znowu prawisz? A żenić się nie myślisz?
— Gdybym znał drugą Cesię, kto wie? — odpowiedziałem żartem prawie.
— A czemużbyś nie chciał pierwszej? — rzekł stary — hę?
Sam nie wiedziałem co odpowiedzieć.
— Toć to stary projekt przecie.
— Byliśmy w lepszym bycie.
— O! porzuć-że waść! albo to ona nie ma za dwoje?
Podkomorzy wyciągnął ku mnie ręce, wszystko się w kilku słowach skończyło.
— Ale Cesia — rzekłem opamiętywając się nagle — ona nie zechce!
Weszła jakby na zawołanie w tej chwili.
— Mościa panno, nowy pretendent! — rzekł podkomorzy.
— A! któż taki?
— Ba! zgadnij?
— Hrabia przyjechał?
— Nie, ktoś inny.
Spojrzała na mnie, zmięszała się, odgadła.
— A taki osobliwszy, że go sam musiałem ośmielić i zapewnić, iż mu nie dasz odkosza. No! cóż u licha! kończcie bo sami! — zawołał głośniej.
Nie mogę opisać końca tej sceny. Dobra Cesia podała mi rękę i pocałowała ojca w kolana, a on nas ze łzami pobłogosławił.
Zaturkotało przed gankiem. Gość wcale nie w porę nadjechał. Poznaliśmy, że to był od tak dawna zapowiedziany hrabia, z wiodącym go krewnym prezyden-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/275
Ta strona została uwierzytelniona.