Na Boga, więcej to, niżem się mógł kiedy spodziewać, i strach mnie przejmuje. Nie jest-że to marzenie, złudzenie; nie przyjdzież znowu co rozbić nadzieje?
Dla czegoż dotąd, do ostatka nie domyślałem się przywiązania Cesi? Ona biedna zmuszona była z niem się taić, kryć je i czekać.
Byłem więc jej przeznaczony?
Wielki, tajemniczy wyraz: przeznaczenie! Cała starożytność w nie wierzyła, cały Wschód na niem stoi. W niedostatku lepszej wiary, wiara w przeznaczenie uspokaja i zbroi. Ale jak bezsilny to dogmat przy naszej woli swobodnej człowieka!
Poczciwy Wrzosek wywołuje mnie do ogrodu, którym się zajął; widzę siekiery przygotowane, drżę o moje drzewa, które tak kocham.
Zasnąć nie mogę, siadam pisać, chociaż doprawdy dziennik mój od dawna stał się nieużytecznym. Co weń wpisać? Chyba po staremu, dyspozycje wydane włodarzowi, urodzone źrebię i sprzedaną pszenicę lub wełnę. Na wsi jednostajne ciągle towarzystwo, brak nowych zatrudnień, cóż pisać? I w duszy jedno ciągle; jeśli jej coś wielkiego, strasznego nie zamąci, płynie po niej czas przezroczystym strnmieniem.
Cesia zawsze taż sama, ja co dzień więcej ją cenię. Nie zrozumiemy się wprawdzie nigdy może; ale dwóch dusz braterskich, nastrojonych na jedną nutę, tak mało! kocham ją, ale kocham miłością spokojną, chłodną, czystą, jak ona mnie. Kiedy czasem wyrwie mi się wyraz z głębi serca, pyta mnie ciekawa, pyta i długo