Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

zwieszającego się od sufitu; i ekran u komina, który wyobraża dwa całujące się gołębie... mocno spłowiałe w tym nieskończonym całusie.





22. Kwietnia.

Dziennik mój będzie ciągle powtarzaniem jednej pieśni; bo dziś gra mi w duszy toż co wczoraj i leje się mimowolnie na papier.
Jakże na świecie pięknie, wesoło, radośnie; jak śliczny, różowy twój świat o Boże! Biedni, co go nie widzą, albo nań patrzeć nie umieją, albo rozumieć go nie chcą! Jak tu pojąć smutek, zwątpienie w obliczu takiego cudownego świata, tylu rozkoszy, któremi jak różami stwórca usypał nam drogę. Gdzie się obejrzysz, wszystko ci się śmieje, piękne, zachwycające, rozkoszne. Młodość to kwiat życia, jesień to owoc dojrzały, starość to cudna pamiątka, przed którą klęknąć potrzeba, by ją czcić jak relikwję.
Młodzież tak dobra, serdeczna; starzy tacy poczciwi, tak kochający, poważni i szacunku godni; natura tak tajemniczo piękna, tak co dzień inna a zawsze równie zadziwiająca! Tajemnice, cuda, wdzięki, rozkosze, wszystko rozsypane po świecie, by uszczczęśliwić człowieka. A życie tak krótkie! Gdybym miał życia dziesięcioro, małoby mi ich było jeszcze. Jak pojąć samobójstwo? Cóż to cierpienie? Walka z niem, to uroczysty bój; możnaż od niego uciekać? Godziż się rzucić po tchórzowsku pobojowisko, nie czekając końca?... Żaden myślący człowiek nie skrócił sobie życia, krom w szale pomięszania; żaden pragnący uczyć się i badać, dla