Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.

pomięszany, niespokojny i smutny? muszę na wspomnienie matki, której nam niedostaje, zrzucać wszystko. Niech mi to przebaczy Bóg; mamże jej powiedzieć straszną prawdę w kilka dni po ślubie!? Nie, nigdy! Odwagi, zwyciężym!





10. Września.

Naumyślnie więc zgotowane mi były wszystkie próby, wszystkie ofiary, abym nie mógł umierając powiedzieć, żem nie żył, bom nie cierpiał. O! żyłem!
Nigdy nie zapomnę wczorajszego wieczora; ognistemi głoski Baltazarowemi wypisał się w mojej pamięci 9. września.





11. Września.

Wczoraj dokończyć nie mogłem: głowa mnie piekła, ręka mi drżała: dziś siadam znowu posłuszny nałogowi, rzucić nową na papier pamiątkę. Cesia zajęta była domem i chorymi, którzy widząc w niej zastępcę matki mojej, tłumami idą prosząc o rady i lekarstwa; zostawiłem ją w ganku otoczoną kobietami i dziećmi i dzielącą między nie co znalazła w apteczce i śpiżarni. Iza pociągnęła mnie do ogrodu.
— Przejdźmy ulicą, — zawołała chwytając mnie za rękę, — Wrzosek pójdzie z nami.
Ale Wrzosek zagadawszy się z ludźmi pozostał, musiałem jej sam towarzyszyć. Coraz ciemniejszy wieczór padał. Przeszliśmy w milczeniu prawie ulicę długą i zwrócili pod ławkę, z której ten piękny mój ulubiony widok na rzekę, na lasy, na błonia i dymiące sioła,