Siedziałem przy nieznajomej kobiecie, przemówiliśmy do siebie słów kilka.
— Słów kilka, a gadali z sobą po cichu pół godziny! Z nieznajomą! — I potrząsł głową niedowierzając.
— Jak matkę kocham, z nieznajomą — powtórzyłem. Spojrzał mi w oczy.
— Znajoma, nieznajoma — rzekł — a nie życzę ci się ani spotykać z nią, ani bardzo do niej przybliżać.
— Kochany przyjacielu, zastraszasz mnie doprawdy? Znasz więc tę kobietę? Na Boga, powiedz-że mi.
— Hola! hola — zrywając się z krzesła odburknął — nic ci nie powiem, dalipan nic ci nie powiem! Łaska Pana Boga, że jej nie znasz! A musisz mi jeszcze dać słowo honoru, że się starać nie będziesz nawet zbliżyć do niej... Inaczej do matki napiszę, a wiesz, że jak ją nastraszę to się zmartwi.
— Tego nie uczynisz.
— Waść mnie nie znasz! — zawołał perząc się — napiszę, do kroćset, napiszę... jeśli mi nie dasz słowa.
— Tego ani wymagaj nawet!
— Otóż jest! Jasny dowód, toś zaszłapał! zaszłapał!
Chwilkę chodził po pokojn, wywijając laską na wszystkie strony.
— Napróżno młodym gadać, wara od ognia! napróżno! Nie uwierzy aż się sparzy, a czasem na całe życie opali... Ja wiem co to się w waścinem sercu kołacze... kobiety anioły, miłość i t. d. Tere fere mości panie... Waćpan tak znasz kobiety, jak astronomowie księżyc; gotowi mapę jego odrysować, a spytaj ich, czy ma atmosferę czy nie?... bę? ani prztyk! Waćpanu się kobiety świecą gdyby próchno w nocy, co na djamenty wygląda, a po dniu... zgnilizna! Zobaczysz! doświadczysz!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.