Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

później wybić się musi nad tłum i zdobyć to współczucie, którego pragnie dusza artysty. Prawdziwy talent przepaść nie może, choćby jak owemu Francuzowi, brakło mu rąk do malowania, będzie malował nogami, a będzie artystą[1]. Myśl w duszy jest nieprzezwyciężoną potęgą, jest-li myślą silną i wielką, znajdzie sposób objawienia się, przemówienia i rozkaże się uznać i uznana zostanie. Nie wierzmy tym, co nam prawią, że mogliby czemś być gdyby chcieli... kto może, ten chce; nie chce kto siły nie ma.





7. Maja.

Przeklęty Wrzosek!

Byliśmy z nią znowu w Sapieżyńskim ogrodzie, liście coraz gęstsze na drzewach, słowik śpiewa coraz raźniej, coraz piękniejsze wieczory; długo, długo rozmawialiśmy po cichu. Wstała potem i idąc powolnie, ciągnęła dalej rozmowę, towarzyszyłem jej. Staruszka siadła do powozu, jenerałowa chciała iść pieszo. Podałem jej rękę, pierwszy to raz byłem tak blisko niej, w głowie mi się zawracało. Bluźniłem gdym mówił, że nie piękna! O! piękna, o cudnie piękna. W czarnych jej oczach ileż to myśli, ile uczucia, ile nieopisanych marzeń... Co za postawa szlachetna, jaka godność w cierpieniu. Bo ona cierpi widocznie; każde jej najobojętniejsze słowo zdradza boleść, z której wyrasta. Przeszliśmy tak Antokol cały i wsunęli się w miasto; powóz noga za nogą szedł za nami. W drodze mówiliśmy o Beethovenie... pokazało się, że nie znam

  1. Ducornet.