Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

była i niepodobną. Któż kochać tak może? A do tej idealnej miłości wyobrażałam sobie idealnego kochanka, istotę doskonałą, wyższą, zbiór wszystkich przymiotów, coś nieludzkiego w ludzkiej szacie. Nigdy mi na myśl nie przyszło, żem ani podobnego przywiązania, ani takiego człowieka nie była warta. Biedne ideały moje głęboko zapadły z głowy chorej w chore serce; nic ich już ztamtąd wyruszyć nie może, ani cierpienie nawet, ani zawody.
W tych kilku słowach historja całego mojego życia i wszystkich nieszczęść; to klucz do pojęcia wypadków, o których słyszeć pan musiałeś zapewne... Pierwsza miłość moja błysnęła mi na chwilę urzeczywistnieniem wszystkiego, ale prędko postrzegłam, ile jej brakło... Dobry, szczery, serdeczny Edward, syn sąsiada, kochał mnie aż nadto, ale nie pojmował. Tej miłości brakło myśli. Zimno i nadto szybko, bez zastanowienia zerwałam ją, szukając innej. Następna zdawała mi się zawsze dopełniać to, co brakło poprzedzającej.
Bodajbym była na pierwszej spoczęła! Ileż ją razy opłakałam potem! Nie, nie opłaci serca! Byłabym choć w części szczęśliwą... Edward się zabił, a ojciec jego w chwili rozpaczy przekląć mnie musiał!... Przekleństwo to nie odstąpiło muie do dziś dnia. Mąż mój pojmowa mnie zapewne, ale nie miał serca; tej drugiej miłości prędko ostygłej, brakło znowu uczucia. Podwójnie płakałam Edwarda. Na cóż mam mówić dalej, w tej pogoni za ideałem uczucia i ideałem człowieka, wyschło życie moje; straciłam sławę, spokojność, wszystko. Zawsze oszukiwana, zdradzona zawsze; dla nieszczęsnych bogactwł otoczona tłumem ludzi, co ich zdobycie za pierwszy i najświętszy obowiązek życia poczytują... dożyłam tak