Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

da czy nie o interesie, eo ja miałam z Izbą Skarbową?
— Ba! Izba Skarbowa! O nie, nie, broń Boże, facećje, ani myśleć. To interes daleko ważniejszy.
— A, to ja dalbóg już nie pojmuję o co idzie. Wszelako proszę siadać. Cicho Amur! Pies Jegomości Dobrodzieja nie zna, to naszczekuje, z przeproszeniem, jako na obcego. Niech się Pan nie gniewa. Oczekuję co za interes, bo dalbóg od czasu jak matka moja, świętéj pamięci, wieczne odpocznienie, umarła, to ja jeszcze raz tylko miałam interes z Izbą Skarbową. Da proszęż Jegomości siadać.
— Upadam do nóg. Nie o Izbę Skarbową tu chodzi — ale o los całego życia Pani.
— A! a! o los życia! i Pan Karol tak mówił, wiem już o co chodzi. Da porzućże Jegomość, kiedy o los życia, to ja wiem interes. Ale dalbógżeż Jegomość już i w wieku, a wszelako myślisz jeszcze o tém, i zakochawszy się jesteś.
— Ba! I zaraz w wieku! A porzućże Asindźka! Gdzież widać ten wiek na mnie, do trzechset facecij! alboż?