Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie ma za warjata! Dalipan z całéj rozmowy widzę, że albo ja, albo Asińdźka zająca ma w głowie.
— Może być! może być! zająca jak zająca, ale mnie dawno mówią wszyscy, że mam oléj w głowie. Tylko proszę Jegomości nie nazywaj mnie Asińdźką, bo nie jestem tego stanu, ale panieńskiego jeszcze.
— Ha! cierpliwości braknie! rzekł Sędzia, ale bo też — Dozwólże mi Asińdźka rzec choć słowo — facecje!
— Kiedy Jegomość wszystko o jakichś gada facećjach!
— A! a! mruczał Sędzia pod nosem kręcąc się po krześle. — Bywa tu u Pani jeden człowiek młody? dodał zbiérając się na odwagę.
— Bywa! bywa! bratuleńko mój niby stryjeczny Pan Karol Heciakowski. To cóż? to Jegomość może myślisz, że ja już za niego pójdę?
— Otoż, proszę mnie posłuchać choć chwilkę cierpliwie — facećje! Ten młody człowiek, a niby Asińdźki brat, zabił moją żonę.
Jezu Chrystusie! Jegomości żonę! Aj, aj! czy ty tylko nie omylił się? Tak blondyn,