Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

— Drogie? hę?
A! niesłychanie! trzysta dukatów wyjdzie łatwo na oporządzenie uczciwe.
— Na cóż uczciwe?
— Taki zwyczaj na Żmujdzi!
— Da, kiedy zwyczaj na Żmujdzi, to co inszego! A no, bratuniu napijemy się herbaty. żeby kto nie nadszedł potém. Ja tobie z kochania, to zobaczysz jakiéj dam słodkiéj, by ulop. Franciszko!
— A co pani?
— Zrób no herbaty i przynoś. A jak tamten brat przyjdzie, ten blondyn co to wiesz, co to mnie chciał całować, to powiedź mu że ja spię, chora jestem, że mówię pacierze, a nie wpuszczaj.
— Nu, nu dobrze!
— Otoż dzięki Bogu, to my już by dwa gołąbki zostali się sobie we dwojeczku. A ja z kochania, to każę i bułki przynieść świeżéj, czy dobrze rybenieczko?
— I owszem,
— Albo może sucharków? co?
— Jak chcesz.
— Da! już ja wolę bułki, bo tańsze i więcéj