Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

się utrzymać w granicach przyzwoitości, oddal się. To mój dom jest, mam prawo w nim roskazywać.
— A! pompatycznie bratuniu, zagadnąłeś mnie! zawołał Karol. Kiedy ja ciebie nie raz zdychającego z głodu żywiłem ostatkami, dzieliłem się z tobą od gęby, ty mi teraz, jak jakiemu łazarzowi dom wypowiadasz! Ty mi radzisz pójść precz ztąd! Ha! radbym bardzo wiedzieć kto mnie ztąd wyprowadzi, jeśli wyjść nie zechcę?
— Da ja! ja sama, ty trupie przemierzły! ja panna, (nie nie panna, ale Hermenegilda)! ja za czub cię wyprowadzę, włosy ci wydrę z głowy, poszczuję psem, każe ci wiadro pomyjów wylać na głowę, jeśli nie pójdziesz precz.
— Powoli, powoli droga pani, przerwał Karol obojętnie wyjmując z kieszeni i śliniąc cygaro — gniew piękności szkodzi. Zacny mój pan braciszek postąpił sobie wcale nie po bratersku a co miał mnie dopomódz, to sobie dopomógł; bardzo dobrze! No, bracie, gdy to cygaro wypalę, będziemy się strzelać, tu w pokoju!