Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

— Osłem? najniższy sługa! upadam do nóg, rzekł obrażony Podsędek, czy to pan jesteś Radcą stanu i Kawalerem orderów, że mnie śmiész osłem nazywać?
— Nie bredź, stary gryzipiórka, postaw kij, siedź i ani krokiem się nie ruszaj, bo mam przy sobie pistolety i jeśli ci w łeb nie wypalę, to nogi pewnie poprzestrzelam, byleś się ruszył do drzwi. Ty zaś panie bracie naciesz się z żoną, bo na honor, może i nie długo już cieszyć się nią będziesz. No! uściśnijcież się proszę, niech no ja waszą zaślinioną czułość osobiście zobaczę! cha! cha!
— Da dalbóg już duszy we mnie niestało! kiedy wasan panie Podsędku nie idziesz, to ja sama polecę i męża z sobą wezmę, żeby mu tu co nie zrobił. Chodź, pójdziem na skargę! Jezu Chryste! niechże wezmą do turmy tego zbójcę!
— Cichoż! wrzasnął Karol. Bardzo proszę siedź wasani na miejscu, bo ja nie robię różnicy między mężczyzną a starą jak ty babą, tak tobie jak jemu po nogach wystrzelę, byleście się ztąd ruszyli.
— A! a! I pani młoda omdlała znowu.