rywając się kobiéta, raz na zawsze cię proszę, nie wspominaj mi nigdy męża. Jest to jedyna łaska, o którą cię błagam. Zrobiłam dla ciebie wiele, poświęciłam ci głos mego sumienia, — jest to największa kobiéty ofiara; oszukuję mego męża; a ty, nielitościwy przypominasz mi moje błędy? Toż to jest miłość? Karolu!
Dodała tęskniéj po chwili:
— Ale biada, biada téj kobiécie, która kochankowi poświęca wszystko — raz nasycony ofiarami, rzuca ją i miłość jego zagasa w téj chwili, gdy nasza może najmocniéj wybucha, podbudzona, wymodlona!
— Amalko, cóż za myśli! krzyknął mężczyzna. Wyrzuty! i komuż? twemu Karolowi — i gdzież? tu — w tym ogrodzie, w którym z nim noc przepędzasz. Bo Karol, przypomnij sobie, Karol nie ma domu, nie ma kątka, gdzieby swoją i ukochaną przytulił głowę. Ty jedną chwilę tego mizernego życia chcesz podzielić, rozjaśnić, i gorzkiemi zatruwasz je wymówkami! Kochana Amalciu! uściśnij mnie, proszę! — i dajmy wszystkiemu pokój. Ten ogród, dodał, byłby niebem dla
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.