Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

Wychodzili, Karolina stanęła na progu, spójrzała ze łzami na płaczącego starca, zatrzymała się, zachwiała, rzuciła salopę, pobiegła ku niemu, padła na kolana i zawołała.
— Jam jeszcze niewinna! daruj mi mężu — a ty Karolu —
— Ale to cała romantyczna scena! zawołał śmiejąc się Karol z najzimniéjszą krwią spuszczając kurek pistoletu i chowając go do kieszeni! Prześliczna scena moralna! Marmontel był by z niéj zrobił powieść dla młodych panien! cha! cha! To tylko dziwne żeś ty Karuniu przeniosła starego bibułę nade mnie. No! no jak chcesz z resztą! Dobra noc, czuła paro gołąbków!
— A! zawołał łkając Sędzia i podnosząc żonę z ziemi — Idź precz przeklęty zwodzicielu! Znalazłem kobiétę, którą łzy starca i uczucie obowiązków, silniéj poruszyły nad płochą miłość jednego młokosa. Idź ztąd! idź! przeklęty! uciekaj! nie zarażaj dłużéj tego miejsca swoją przytomnością!
— Idę, idę, rzekł Karol, dobranoc czuli małżonkowie. Życzę szczęścia i sił panu Sędziemu, za katy śliczną i dla ciebie nadto pię-