Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

całe półróbla w kieszeni! Jutro będę się miał za co upić! — i będę znowu szczęśliwy!
— A! Karolu! co ty mówisz! ty nie wiesz ile ja cierpię słuchając tego.
— Że ty cierpisz, to nic dziwnego, odpowiedział uśmiechając się mężczyzna. Jesteś kobiéta, to, droga moja, wasze przeznaczenie; naszém jest, zatruwać wam ile możności życie, starać się o to wszystkiemi sposoby. Tyś jednak, moja Amalko, na pozor nierównie ode mnie szczęśliwsza, masz zawsze co jeść; a ja — bywają dni, dni nierzadkie, kiedy woda tylko jest mi napojem i pokarmem razem. Wstydzę się żebrać, nie umiem pracować — i umiéram z głodu!
— Byćże to może! ty! toś ty wszystko stracił?
— Wszystko! ty nie wiesz jak my prędko tracim.
— O! mój drogi! dla czegoż ja nic nie mam! Na ci! na — to jest mój — pierścionek ślubny, jedyna rzecz, warta cokolwiek z tych, które mam przy sobie, weź go, przeżyjesz za to dni kilka, może się postaram tymczasem. Więcéj nic nie mam przy sobie, ani