Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

kościół parafjalny, w którym chrzczony byłem, spłonął razem z metrykalnemi — xięgami!
— No! więc mijam lata; powtóre masz piéniądze, a przy twoim wieku jeszcze —
— I znowu! wieku, facećje! Panie Józefie, opamiętaj się wać, dalibóg ja nie jestem w wieku. Czego ty chcesz — no, patrz; raz, dwa, trzy, jeszcze ci wytnę hołubca i przysiudy, patrz. Albo łydki, albo nogi, to nie tak jak u starego, facećje!
— No, w wieku czy nie w wieku, zawsze to drugi dostatek, ładna, młoda, miła, i kochająca żona.
— I zaraz! facećje! Panie Józefie! Gdzie tam ładną! po co to gadać! Proszęż cię ani słówka o żonie, kiedy mówiłem że o niéj ani słówka —
— A więc, sza! Ale jeszcze kieliszeczek panie Sędzio! doskonały markebrüner.
— Upadam do nóg, facećje, markebrüner i niósł do ust kieliszek, a potém zawołał.
— A! a! a toż co za figura?
Gdy to mówił, wchodził do traktjeru, człowiek młody, blady, blondyn, dość wysokiego wzrostu, nie wykwintnie odziany lecz