chiwać, w uchu zaczyna mu potężnie dzwonić i szumieć.
— A! przeklęteż to ucho, zawołał Sędzia, nie daje mi nic usłyszéć!
Obrócił się na drugą stronę — i w drugiém uchu ten sam hałas, jakby kto grał na cymbałach. Nieprzewidziana fatalność; Sędzia stał jak na rozżarzonych węglach, czekał czy się nie uspokoi w uszach, napróżno, dzwoniło ciągle, nic słyszeć nie mógł, dzwoniło upornie, jak po dwudziestu cztérech kanonikach.
Napiły, więc odważny, Sędzia widząc, że na uszy nic rachować nie może, zdecydował się nagle wbiedz do pokoju żony, łapie za klamkę i wpada jak opętaniec.
— Jezus! Marja! kto tam! zawołała pani Sędzina porywając się przestraszona.
— Co? ha! facećje! to ja, powracam do domu!
Wchodząc obejrzał się pan Sędzia uważnie, mysląc że zobaczy gdziekolwiek tę figurę, któréj cień widział tak wyraźnie na firance — nigdzie nie było nikogo. Pani Sędzina siedziała spokojnie za stolikiem i czytała xiążkę. Swiéca paliła się na stole.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.