z podróży, zastałeś już moją Krysię grymaśną, dziwaczną, po głowie jéj chodziły tylko karéty, perły, piękne suknie i drogie kamienie, we śnie nawet, biédna, szalona Krysia, przypominając słowa zwodziciela, chwytała firanki starego łóżka, wołając, żeby jéj podali suknię balową. Biédna uciekła od staréj, niedołężnéj matki do świata i dla świata! dla pustéj młodzieży, która uważą ją tylko jak podłe i niegodne żadnego względu, chwilowéj swojéj roskoszy narzędzie! Uciekła, zmarnotrawiwszy wprzód to, com dla niéj całe życie z uszczerbkiem zdrowia i wygód zbiérała. Teraz prawda jeździ ona w karécie, ale nie na długo; mało warte to szczęście, które się na pięknéj twarzyczce opiéra, mało warte szczęście, któremu obca cnota i sumienie. Okropna to rzecz, Panie Gustawie, mieć serce matki na to tylko, żeby niém czuć wszystkie cierpienia, jakie tylko są na świecie, a żadnéj, żadnéj biednéj pociechy!
To mówiąc stara poszła do okna ociérając łzy fartuchem.