Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

patrzał długo, a kiedy na zawrócie ulicy wóz czarny zniknął mu z oczów i raz ostatni biała suknia mignęła, zarzucił firankę, odskoczył i porwał wpół kochankę śpiéwając, a ze łzami na oczach, ze łkaniem w piersiach. Taki bywa człowiek!