Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

u Pana Hrabiego począł bywać, młody jakiś bogacz, Francuz niby. Wiesz Waszmość, że Hrabia zapalony gracz, a kto gra tylko, ma wstęp do jego domu i dobre przyjęcie. Tak się i on cudzą przybrawszy postać, tam wkręcił. Kobiéty, które go tam widywały, mówiły o nim, między innémi, że w twarzy ma szczególny wyraz i podobieństwo do trupiéj głowy, że choć wstręt wzbudza w jednych, drugich pociąga ku sobie osobliwszym sposobem; mówili mi nawet, że Hrabianka już szaleje zanim.
A! pomyślałem, pójdę, polecę tam, facećje; zobaczę go, powiem Hrabiemu, co to za jeden, bodaj się nie święcił, łotr. Było to wieczór, kiedy tak myślałem, siedziałem w traktjerze, piłem markebrüner, przypomniała mi się moja Amalcia, łzy się potoczyły w kieliszek; wypiłem je z winem i zasnąłem sam nie wiem jak na kanapie. Potém poźno było iść do Hrabiego, poszedłem aż nazajutrz rano — ale już za poźno, facećje! Wchodzę, cały dom w ruchu, wschody pełne osób różnego stanu, płci i wieku, gwar, zamięszanie, krzyki, pomyślałem, że i tu już musi być pogrzeb, jak u mnie, kiedy ta trupia głowa zawitała,