Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

pięknie haftowany w ząbki z kilkudziesięcią falbanami, przepasany paskiem skórzanym czarnym, spiętym na stalową błyszczącą sprzążkę. Piersi, ta świątynia serca z białego paroskiego marmuru, pokryte były skromnie spłowiałą chusteczką bur de soie, w paski zielone z pąsowém, na nóżkach, a nóżki miała maleńkie, cisnęły się do nagniotków dziewiczych trzewiczki pąsowe, niestety, a z zielonemi wstążeczkami. Nie dowodził strój gustu, ale też nie wszystkim wszystko dano.
Na ręku, dla zachowania białości skórze, miała rękawiczki duńskie stare: o stare! okrutnie już stare, z poucinanemi dla ułatwienia roboty pończochy, palców końcami.
Czytała uważnie, powolnie, łzy jéj nawet czasem szły z oczu, które ona oglądając się starannie w koło, ocierała co najprędzéj. Za każdem jéj najobojętniejszém poruszeniem, szpic wierny, Amur, warczał, domyślając się, azali czasem nie myśli kto jakiéj krzywdy zrobić jego pani. — Taka to była wierność, zmyślność tego dobrze nazwanego Amura. Napróżno warczał i srożył się — nic — cicho było, spokojnie, nikt nie przychodził, panienka czytała, czytała