Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, tak, być może, pomięszało mi się, zapomniałem — tak to już dawno.
— Da wierzę, że się pomięszało, choć to i nie tak dawno jak ś. p. matka, wieczne odpocznienie, umarła, bo to dopiéro drugi rok skończył się na Ś. Filip.
— A, tak, Pani nie siedzi na wsi? Któż się zajmuje pięknym folwarkiem Heciakowem, Fyrtyszkami i Zieleniszkami, które spadły na Panią Dobrodziejkę?
— Da, to już ja arendą puściwszy, bo to pewniejszy grosz wszelako jakoś, a w mieście msza święta codzień, o każdéj godzinie, to ja już sobie przyjechałam do miasta.
— Tak, zapewne, słusznie. W wieku Pani, zabawy, młodzież, teatr.
— Da fi, a to co? czy sfiksował? da ja od młodzieży, by od bazyliszka uciekam. Ja sobie sama jedna żyję, nikt u mnie prawie nie bywa; a na zabawach, na tyatrach — krew Chrystusa Pana! nigdy nie bywam, bo to zguba duszy.
— Ale przy tak pięknym majątku, może Pani w mieście wygodniejsze życie prowadzić?
— I, już to ja i o to nie stoję. Ja sobie