Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

wi trzeciéj strofy szczekać zaczął, jakby na przestrogę, aby się zbyt uczuciom wygórowanym powodować nie dała.
— Prawdziwie, rzekł Karol, gdy skończyła, i piosnka i muzyka prześliczne. A głos Pani najdoskonalszy, najpiękniejszy, hm, hm, contra, contra — (cóż u licha, nie mam wyrazu) contra.
— O! co się tycze piosnki, téj jeszcze nieboszczka babka mojéj matki uczyła się od swojego stryja, a ja to z kolei od mamy, świętéj pamięci, wieczne odpocznienie. Istotnie piękna i moralna.
— Tak, bo też moralność jest piérwszą pieśni zasadą.
— Da — Otoż i herbata.
Wniosła ją stara kucharka szczególnéj chudości, żyjący skielet, długonogi, długoręki, długoszyi, długonosy, a jak się domyślać należało i długojęzyczny; bo doświadczenie uczy, że wielomówność jest w odwrótnym stosunku objętości ciała. Ubiór téj jedynéj przyjaciółki i sługi Panny Hermenegildy, był brudny dość, (wyznajem to mimowolnie; lecz amicus Plato, magis amica veritas), szyja i ręce po łokcie