Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

klął ja na wszystko aby mu wyznała prawdę i przekonał się tylko, że Jadzi tu nie było. Dopytał schronienia Kunusi, której pomocy w ucieczce był pewny, znalazł tu wieść tylko, że się od dni kilku bez wieści wyniosła, a jak mówiono wyjechać miała. Poszedł rozpytywać się o tych, którzy w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin wyjeżdżali z miasta, ale tu opowiadania były ciemne, poszlaki niepewne, nic z nich wyciągnąć się nie dawało.
Major nabrał tylko przekonania, że Kunusia z Jadzią jeszcze zapewnie w mieście gdzieś zaczajone być musiały.
Ale Kraków jakkolwiek nie jest już dziś ową wielką przeszłych wieków stolicą, jak w nim odkryć dwie biedne kobiety, ukryte gdzieś może na strychu, w izdebce ciasnej? Na to potrzeba było czasu, i trafu szczęśliwego... pomocy ludzi, których wtajemniczać się nie godziło... lub władzy do której zanosić skargę byłoby wstydliwem.
Całą trudność zadania tego łatwo obrachował major, ale go ono nie odstraszyło; postanowił poświęcić mu się z całą energią do jakiej był zdolny. Poszedł uspokoić Syksta, który cały dzień nie jedząc siedział osłupiały na łóżku, a sam rozpoczął cichą pracę nurkowania po mieście.
Prawda, że przeciw sercu i miłosierdziu ciężko zgrzeszył pan major, a byłato nie pierwsza już wina jego żywota, na którego dnie jak kamienie w rzece leżały przypomnienia wielu przestępstw tego rodzaju, ale też pokuta była ciężka i począwszy od zgryzoty sumienia, które się po długiem śnie odezwało, od zalotnego despotyzmu Piotrusi, która objęła nad nim