Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Major.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oh! oh! wiesz o mnie! rozśmiał się Dubiszewski... patrzajcie! nie sądziłem bym był tak sławny... Ale ty raz bratku się żenić chciałeś, a ja...
— To się wie — odparł Dyngusowicz... a sędzina... a pani Ź, a pani B, a panna M...a...
— Do stu kartaczów!
— A w ostatku i ta panna co od jegomości uciekła.
Dyngusowicz począł się śmiać zatulając usta, major się zachmurzył.
— Słuchajno — żart żartem... gadaj kto ci to poplótł?
— Panie majorze, to cały świat wie!
— Ale to fałsz... panna Jadwiga wyjechała nie uciekła, a ja się nie o nią starałem, tylko o pannę Petronelę, z którą się też i ożenię.
— Mówże to pan komu chcesz, ale nie mnie... odparł Dyngusowicz... ja to lepiej wiem niż inni.
— No zkądże? nalegał Dubiszewski.
— At! co to tam plotki robić... ot wypadkiem...
Major czuł instynktowo że na coś trafił jął się tedy uparciej coraz dopytywać.
— Słuchaj — zawołał, biorąc go do kąta, to prawda żem się o tę panienkę starał... alem jej życzył dobrze i życzę najlepiej, może wiesz co... uszczęśliwiłbyś mnie, gdybyś naprowadził na drogę... Podjąłbym się stryja przebłagać...
Dyngusowicz ruszył ramionami.
— Ale zkądże ja co mam wiedzieć... ja nie wiem, nie znam... coś się zasłyszało wypadkiem.
Major spojrzał mu w oczy i łatwo w nich kłam-